8 paź 2012

Miła, przyjazna, ciepła jesień...

Tydzień temu byliśmy w lesie.
      Okoliczności przyrody sprzyjały wypadom i chciało nam się wyrwać z wielkiego miasta. Pojechaliśmy na grzyby. Ja jestem z tych grzybiarzy, co to grzybowi nie odpuszczą. Choćbym się na nogach słaniała, choćbym sił nie miała - grzyba wytropię!
I tak uzbieraliśmy trzy kosze. Cóż to za radość była, ochy i achy, cmokanie, chachanie. 


Tylko po powrocie do domu jakoś nikt nie chciał uczestniczyć w obróbce tych naszych zbiorów. Wszyscy tacy zmęczeni byli, pokładali się normalnie. 
Zbierać to wszyscy chcieli, 
a jak przyszło co do czego, to samiusieńka zostałam  z tym towarzystwem zgrzybiałym, za przeproszeniem. 
Z kuchni nie wychodziłam dwie godziny, te do suszenia, tamte do marynaty, 
a tu do mrożenia na zupę. W efekcie mam cały duży słój ususzonego towarzystwa, pięć słoików marynowanych i trzy woreczki zamarzniętych na kość. Uff! Ledwo dałam radę.

Przy okazji zrobiłam kilka zdjęć, żeby zachować miłe chwile. Wianek czerwony
z owoców dzikiej róży zawsze chciałam mieć. Proszę bardzo - chcesz, masz... 
Na kuchennym lampionie lubię go najbardziej.



Wczoraj dostałam wielki kosz jabłek. Lubimy jabłka rodzinnie. Te wpisały się znakomicie w jesienny trend. Są na czasie, wszak burgund króluje jako kolor sezonu. 
Ten kolor to jesień w pigułce :)
 Miła, przyjazna, ciepła jesień...


A jutro zakaszę rękawy i dalej musik jabłkowy produkować, jak jakaś pszczółka :) nie przymierzając.

4 komentarze:

  1. A to Ci się zbiór grzybów udał ... fantastycznie :)) ten wianuszek z owoców róży - uroczy jest :)
    Jabłuszka do schrupania ...
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakże zazdroszczę, cóż za udane polowanie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś z polowania jest w grzybobraniu, to prawda :)

    OdpowiedzUsuń