Stół w naszej kuchni...
Wybrany spośród wielu innych dziesięć lat temu. Świadek naszego życia rodzinnego bardziej niż ktokolwiek.
Od niego każdy, kto nas odwiedza zaczyna.
Tu się siada przy herbacie i gada.
Był niemym świadkiem naszych smutków, radości, lęków i wrażeń.
W listopadzie było ciężko i smutno. Dopadło nas życie. Dławił strach i obezwładniała niemoc, brak wpływu na sytuację jest dla mnie najgorszy. Oczy piekły, żołądek skurczony,
a serce wali jak szalone.
Byliśmy razem przy naszym stole...razem,
a pod stołem pies cicho w nogach, nieobecny - a jednak.
Listopad minął, uporaliśmy się z naszym cieniem.
W grudniu uciekliśmy od rzeczywistości żeby rozprostować plecy, odetchnąć i stanąć na nogi.
Stanęliśmy... Nabraliśmy innej perspektywy
i było coraz lepiej.
Potem przy stole odbywały się spotkania
z rodziną i przyjaciółmi, dały nam siłę
i uśmiech.
A teraz idzie nowe... Przy stole rozmowy, jak zwykle herbata, muzyka i my...
Trudno było po to, żeby potem mogło być łatwo.
Myślę, możemy wszystko będąc razem przy stole w naszej kuchni. Możemy wszystko rozmawiając, przy stole.
Pod warunkiem, że zostawimy za sobą nasz bagaż uprzedzeń, lęków, słabości.
Rozmowa w realu przy stole w kuchni - wirtualne babole czas zostawić za sobą...
Idzie nowe, więc na nowe życzę Wam wielu dobrych rozmów przy stole, z kubkiem herbaty w dłoni, otwartym sercem i głową, przy dobrej muzyce :)
Dobrze, że złe już minęło. Też najbardziej cenię rodzinne rozmowy przy stole, mimo to mam nadzieję, że bloga nie zostawisz, bo i taka nierealna odskocznia się przydaje. Pozdrawiam ciepło i życzę już samych wesołych listopadów i innych miesięcy też.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Bloga nie zostawię, to moje miejsce spotkań i przemyśleń :) Miło mi, że wciąż tu zaglądasz. Serdeczności ślę.
OdpowiedzUsuń