7 sty 2015

Stół w naszej kuchni... 
Wybrany spośród wielu innych dziesięć lat temu. Świadek naszego życia rodzinnego bardziej niż ktokolwiek. 
Od niego każdy, kto nas odwiedza zaczyna. 
Tu się siada przy herbacie i gada. 
Był niemym świadkiem naszych smutków, radości, lęków i wrażeń. 
W listopadzie było ciężko i smutno. Dopadło nas życie. Dławił strach i obezwładniała niemoc, brak wpływu na sytuację jest dla mnie najgorszy. Oczy piekły, żołądek skurczony, 
a serce wali jak szalone. 
Byliśmy razem przy naszym stole...razem, 
a pod stołem pies cicho w nogach, nieobecny - a jednak.
Listopad minął, uporaliśmy się z naszym cieniem. 
W grudniu uciekliśmy od rzeczywistości żeby rozprostować plecy, odetchnąć i stanąć na nogi. 
Stanęliśmy... Nabraliśmy innej perspektywy 
i było coraz lepiej. 
Potem przy stole odbywały się spotkania 
z rodziną i przyjaciółmi, dały nam siłę 
i uśmiech. 
A teraz idzie nowe... Przy stole rozmowy, jak zwykle herbata, muzyka i my...
Trudno było po to, żeby potem mogło być łatwo. 
Myślę, możemy wszystko będąc razem przy stole w naszej kuchni. Możemy wszystko rozmawiając, przy stole. 
Pod warunkiem, że zostawimy za sobą nasz bagaż uprzedzeń, lęków, słabości. 
Rozmowa w realu przy stole w kuchni - wirtualne babole czas zostawić za sobą...
Idzie nowe, więc na nowe życzę Wam wielu dobrych rozmów przy stole, z kubkiem herbaty w dłoni, otwartym sercem i głową, przy dobrej muzyce :)








2 komentarze:

  1. Dobrze, że złe już minęło. Też najbardziej cenię rodzinne rozmowy przy stole, mimo to mam nadzieję, że bloga nie zostawisz, bo i taka nierealna odskocznia się przydaje. Pozdrawiam ciepło i życzę już samych wesołych listopadów i innych miesięcy też.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję. Bloga nie zostawię, to moje miejsce spotkań i przemyśleń :) Miło mi, że wciąż tu zaglądasz. Serdeczności ślę.

    OdpowiedzUsuń